Wywiad z drem Z.Świtalskim – Głos Wlkp – 1968

Chciałbym zaprezentować Państwu wywiad z drem Zbigniewem Świtalskim, zasłużonym lekarzem i mieszkańcem Lwówka. Wywiad pochodzi z Głosu Wielkopolskiego z 9 kwietnia 1968 roku. Lektura poniższego wywiadu zdaje się ponadczasowa i pouczająca dla lekarza, jak również każdego z nas.

—————————————————————————————————————–

40 lat w służbie wiejskiego pacjenta[1]

Są ludzie, których z racji ich zawodu znają wszyscy i stosunek otoczenia nigdy nie będzie do nich obojętny. Do takich ludzi należą lekarze, z którymi każdy z nas prędzej czy później musi się zetknąć. Od ich wiedzy, szybkości działania i ofiarności zależy nierzadko życie. Do lekarzy, którzy całe swoje życie poświęcili dla dobra pacjentów należy dr Zbigniew Świtalski, który od 40 lat praktykuje w Lwówku w powiecie nowotomyskim. Mimo swych 79 lat do tej pory kierował miejscowym Ośrodkiem Zdrowia, pełniąc ponadto obowiązki lekarza pediatry. W końcu kwietnia br.[2] będzie obchodził 50-lecie uzyskania dyplomu lekarza.

Nie tylko nasz rozmówca, ale miejscowe społeczeństwo zadowolone jest z tego wyboru sprzed 50 lat. Dr Świtalski cieszy się w Lwówku i okolicy dużym szacunkiem, zaś władze państwowe nagrodziły jego wieloletni trud m.in. Kawalerskim i Oficerskim Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski.

Dr Świtalski raczej niechętnie mówi o swych sprawach osobistych, za to z ożywieniem rozprawia o pracy zawodowej, porównując warunki obecne z przedwojennymi.

Obecnie lekarze są w znacznie lepszej sytuacji. Mam na myśli ośrodki wiejskie i małomiasteczkowe – mówi. – Mamy do dyspozycji lepiej lub gorzej wyposażone gabinety lekarskie w ośrodkach zdrowia, personel pielęgniarski do pomocy, pogotowie ratunkowe na każde wezwanie, możliwość konsultacji niemal natychmiastowych ze specjalistami z przychodni powiatowych czy szpitali. Np. Ośrodek Zdrowia w Lwówku ma obecnie czterech lekarzy specjalistów różnych dziedzin, został po kilku latach starań odremontowany nakładem półtora miliona złotych. Gdy zostanie należycie wyposażony, to może być naprawdę nowoczesnym ośrodkiem.

Czy pan ma prywatną praktykę?

Nie, nawet już nie pamiętam od jak dawna. Związałem się wyłącznie z Ośrodkiem Zdrowia.

Słyszałam, że jest pan tym lekarzem, który przybywa do pacjentów o każdej porze dnia i nocy, o ile jest pilna potrzeba.

To mój obowiązek. Lekarz wiejski, a za takiego się uważam nadal, jak żołnierz na posterunku : musi być stale gotów do udzielenia pomocy. Praca lekarza na wsi jest może bardziej skomplikowana i bardziej odpowiedzialna niż w mieście, bowiem sam musi dać prawidłowe rozeznanie trudnego nieraz przypadku chorobowego. Jestem specjalistą chorób wewnętrznych, ale nie zliczyłbym tych interwencji, kiedy to musiałem występować w roli chirurga, położnika, ginekologa, psychiatry nawet. Taka to już specyfika naszej pracy na wsi : lekarz od wszystkiego, ale się tego nie wstydzę, zawsze mam satysfakcję, gdy mogę pomóc pacjentowi, o ile nie przychodzi do mnie za późno. Dziwi mnie to i smuci, że młodzi absolwenci studiów medycznych tak stronią od pracy na wsi.

Co pana zdaniem może ich tak zniechęcać?

Sam się nieraz zastanawiałem. Warunki pracy lepsze niż kiedyś, ale oni przecież tego ”kiedyś” nie znają. Oni nie wiedzą, że przed wojną jeździło się do chorych furmankami po wyboistych drogach. Teraz drogi są brukowane, jest do dyspozycji samochód służbowy. Do powiatowego miasta doskonałe połączenie kolejowe i autobusowe. Do Poznania także. Przed czterdziestu laty przecież tego nie miałem, gdy zacząłem tu pracę, a przybyłem też z miasta. Pięćdziesiąt lat temu dostałem dyplom, ale zacząłem pracować w służbie zdrowie od 1914 roku, gdy wzięto mnie na front. Całą wojnę przepracowałem jako lekarz wojskowy. Posada w Lwówku była moją pierwszą i ostatnią w cywilnej służbie zdrowia, przerwaną pełnieniem obowiązków lekarza wojskowego podczas obrony Warszawy w 1939 r., a potem odsiadywaniem wyroku (od 1942 r.) „za działalność antyniemiecką” z woli okupanta w więzieniach Rawicza i Wrocławia.

Jestem przekonana, że nie żałuje pan swego wyboru sprzed czterdziestu lat…

Nie żałuję spędzonych tu lat, gdybym mógł cofnąć się do tamtego momentu, wybrałbym to miasteczko ponownie. Zżyłem się z nim jak z rodzinną Krobią, o której tylko czasem wspominam.

Rozmawiała : Maria Polcynowa


[1] Artykuł znalazł się w kolumnie „Nasze Rozmowy”

[2] Tj. w roku 1968.