Wojciech Cybulski a sprawa polska – autor: Henryk Loba

Wojciech Cybulski urodzony w 1808 w Koninie k. Lwówka, zmarł we Wrocławiu w 1867.

Wojciech Cybulski urodzony w 1808 w Koninie k. Lwówka, zmarł we Wrocławiu w 1867.

Przedstawiam mieszkańcom Lwówka i okolic postać wybitnego obywatela naszej gminy, profesora Uniwersytetu we Wrocławiu w latach 1860-1867,  posła na Kongres Włościański w Pradze Czeskiej, deputowanego Parlamentu Pruskiego, Wojciecha Franciszka Cybulskiego.

 

Zwracam się z apelem do Rady Miejskiej we Lwówku o ustanowienie, w sposobnym czasie i miejscu, nazwy ulicy lub placu w miejscowościach gminy oraz umieszczenie stosownych tablic dla uczczenia pamięci Wojciecha Cybulskiego.

Mieszkańców gminy Lwówek proszę o wsparcie tej inicjatywy. Warto dodać, że Wrocław, w którym Wojciech Cybulski mieszkał i pracował tylko przez siedem lat, docenił jego zasługi oraz wkład w badanie literatury słowiańskiej i uhonorował go tablicami pamiątkowymi oraz nazwaniem jego imieniem jedną z głównych ulic miasta. My możemy być dumni, że urodził się i wychował na Ziemi Lwóweckiej. Wydaje się więc słusznym stwierdzenie, że naszą powinnością jest zadbanie o przywrócenie Wojciechowi Cybulskiemu należnego mu miejsca wśród znamienitych obywateli naszej małej ojczyzny, a tym samym zachowanie jego dobrego imienia w pamięci przyszłych pokoleń.

190 lat temu, 20 maja 1831 roku pod Rutkami (obecnie powiat zambrowski) miała miejsce bitwa powstania listopadowego. Przeważające siły polskie, wodzone za nos przez ariergardę uciekającego Korpusu Gwardii księcia Mikołaja, zaangażowały się w bezcelowy pościg i  bitwę pod Rutkami, by w konsekwencji z opóźnieniem przybyć pod Ostrołękę.  W tym czasie rosyjskie siły główne feldmarszałka Dybicza w forsownym marszu podeszły pod Ostrołękę wcześniej niż się spodziewano i w zmasowanym ataku rozbiły powstańcze Wojska Polskie. To był początek końca powstania.

Pod Rutkami poległo i dostało się do niewoli około 200 – 300 (?) polskich żołnierzy. Wśród rannych i wziętych do rosyjskiej niewoli znalazł się młody żołnierz Wojciech Cybulski. Wojciech Cybulski, osadzony w więzieniach w Bobrujsku, Wilnie i w Warszawie, w połowie 1834 roku powrócił do rodzinnego Lwówka, do matki „na Lwów”, gdzie mieszkała z dziećmi po śmierci męża.

Cybulscy od lat związani byli z okolicami Lwówka i z Łąckimi, dla których pełnili funkcje zarządcy, skryby i ekonoma w ich włościach. Byli typowym przykładem szlachty bez ziemi, pracującej na dworach możnych protektorów.

Antoni Cybulski, dziadek Wojciecha, był ekonomem w podlwóweckim Koninie, w którym  urodziły się wszystkie jego dzieci: w 1772 r. Franciszek, w 1776 r. Ludwika (1800 – ślub z Franciszkiem Bogdańskim skrybą z Wąsowa), w 1779 r. Stanisław ( 1804 – ślub z Elżbietą Macieszonką z Posadowa), w 1782 r. Teodor , w 1786 r. Ignacy, w 1789 r. Stefan,  w 1791 r. Wawrzyn.  Dzieci Antoniego zakładały rodziny w okolicach Lwówka,  znajdowały zatrudnienie w majątku Łąckich, ale też wyprowadzały się do innych ośrodków, m.in. do Poznania.

W okolicy Lwówka  w drugiej połowie XVIII wieku  mieszkała nie tylko rodzina Antoniego i Barbary Cybulskich. Byli tam także ich krewni. W księgach metrykalnych parafii Lwówek  pojawiają się imiona Cybulskich: Anna, Marianna, Adam, Magdalena, która wyszła za mąż w Posadowie w 1797 za Franciszka Różańskiego.

Antoni Cybulski zmarł w 1803 „na Pawłówku” w wieku 60 lat i jego najstarszy syn Franciszek przejął po ojcu funkcję ekonoma w Koninie.

Franciszek Cybulski, ojciec Wojciecha, urodził się w październiku 1772 roku w Koninie i tam otrzymał „chrzest z wody”. Chrzest Franciszka Waleriana, syna Antoniego i Barbary Cybulskich, z całym ceremoniałem odbył się 21 stycznia 1773 roku w kościele farnym we Lwówku. Obecni byli ważni goście z okolic: Andrzej Skrzetuski – „posessor” wsi Bolewice, burgrabini Ewa Kosmowska, chrzestni Franciszek Nieżychowski – „posessor” wsi Konin i „Gnosa” Anna Cybulska.

Franciszek, już z kontraktem od dworu na funkcję ekonoma, ożenił się ok. 1805 roku z Nepomuceną Zielińską z pobliskiej wsi Linie, córką prawdopodobnie miejscowych karczmarzy – „gościnnych” Jana i Franciszki Zielińskich. W Koninie w 1806 roku urodziło się ich pierwsze dziecko – Jadwiga. Drugi z kolei – Wojciech przyszedł na świat też w Koninie  10 kwietnia 1808 roku, a ochrzczony został w kościele farnym lwóweckim. Po ojcu na drugie otrzymał imię Franciszek.

Latem  1810 roku Melchior Łącki wysłał do Brodów swego zaufanego zarządcę Franciszka Cybulskiego, by wspomóc zaprzyjaźnioną rodzinę Sczanieckich w nadzorowaniu rozległymi włościami po tym, jak 30 lipca 1810 roku zmarł w wieku 36 lat (na „febrę nerwową”) Łukasz Sczaniecki – ojciec Emilii Sczanieckiej. Było czym zarządzać.  Brody, Wąsowo, Pakosław, Michorzewo, Michorzewko, Śliwno, Suchocin, Nietrzanowo – to było za wiele dla niedoświadczonej w zarządzaniu wdowy Weroniki.

Cybulscy w Brodach zaprzyjaźnili się ze Sczanieckimi. Pewnie kobiety i dzieci rodzin wspólnie spędzały wolny czas. Wtedy to kilkuletni Wojciech poznał starszą od siebie o 4 lata Emilię i jej rodzeństwo: Stanisława, Konstantego, Nimfę, Kordulę.

Dla Wojciecha było to, jak wygrana na loterii, bo ta znajomość zadecydowała o jego losach.

Cybulscy pozostali w Brodach tylko dwa lata do czasu, kiedy stery w rodzinie Sczanieckich przejęła energiczna i zaborcza babcia Emilii, matka ojca, Anastazja ze Skórzewskich. Anastazja ustanowiła swojego zaufanego na zarządcę majątku, więc Franciszek Cybulski był już niepotrzebny. Rada rodziny Sczanieckich postanowiła też, że wdowa Weronika wraz z dziećmi przeniesie się do Poznania dla umożliwienia ich edukacji. Jesienią 1813 roku Emilia i jej starsza siostra Nimfa rozpoczęły naukę na pensji żeńskiej Samuela Kaulfussa. Później uczyły się w zakładzie państwa Trimaille, a następnie w żeńskiej szkole Reida. To wtedy dołączyła do sióstr młodsza Kordula.

Matka Emilii, Weronika, zmarła w 1818 r. i znowu babka Anastazja zadecydowała o edukacji młodych Sczanieckich. Chłopcy Konstanty i Stanisław mieli kontynuować naukę w gimnazjum u Kassyusza, dziewczęta miały wrócić i zamieszkać w Wąsowie u babki Anastazji i pobierać lekcje u specjalnie zaangażowanej guwernantki. Emilia zaprotestowała i wymogła z pomocą Kassyusza zmianę decyzji, występując wprost do instytucji Opieki Sądowej. Ostatecznie rada familijna postanowiła ulokować Emilię i Kordulę na pensji Laforgeu’ów w Dreźnie od wiosny 1819 roku.

We wrześniu 1820 roku siostra Emilii, Nimfa, wyszła za mąż w Chraplewie za Antoniego Łąckiego, późniejszego dziedzica włości lwóweckich i posadowskich. W 1823 r. Emilia zakończyła edukację w Dreźnie i powróciła do Brodów. Rada familijna dokonała podziału majątku. Emilii przypadły miejscowości: Pakosław, Michorzewo i Michorzewko.

Odtąd Emilia stała się w pełni samodzielna, także finansowo.

Nie sposób opowiadać o Wojciechu Cybulskim, nie pokazując jego relacji ze Sczanieckimi i Łąckimi. Sczanieccy,  a w szczególności Emilia, mieli znaczący wpływ na ukształtowanie jego osobowości i jego przyszłości.

Powróćmy zatem do Cybulskich, którzy, w powiększonym gronie o urodzone w Brodach dzieci Antoninę i Walentego, ok.1813 roku powrócili do Konina. Tam w 1815 roku  urodziła się Franciszka. Wkrótce Cybulscy przeprowadzili się już na stałe do Lwówka. Zamieszkali na folwarku w pomieszczeniach „służbowych” należnych ekonomowi dworskiemu.

Czas było pomyśleć o edukacji Wojciecha. Wiele lat później w swoim życiorysieCybulski napisał: „Literarum primis rudimentis, cum in scholis elementariis tum in privatis, Lvovecci, oppidio regionis, qua natus sum, depositis, in disciplinam Gymnasii Posnaniensis, quod tunc temporis, vivo doctissimo, directore Kaulfuss, …”.  Czyli mniej więcej: Podstawy w zakresie literatury w szkole elementarnej, a także prywatnie we Lwówku, siedziby parafii, potem oddany do nauczania do Gimnazjum Poznańskiego, wówczas istniejącego, świetnego dyrektora Kaulfuss’a.

Z tego zapisu dowiadujemy się, że Wojciech uczęszczał we Lwówku także na zajęcia prowadzone przez korepetytorów zatrudnionych przez Sczanieckich i Łąckich. W 1820 roku dwunastoletni Wojciech został wysłany do Poznania, do tego samego sławnego Gimnazjum Marii Magdaleny, w którym kształciły się dzieci Sczanieckich i Łąckich oraz Karol Libelt i inni znani poznaniacy. Maturę zdał w 1828 roku.

A tymczasem we Lwówku u Cybulskich:  W lipcu 1818 roku urodził się Franciszkowi i Nepomucenie Cybulskim syn Wincenty. Chrzestnymi byli Antoni Łącki, przyszły dziedzic posiadłości lwówecko-posadowskich i Augustyna Sczaniecka z Chełmna. W tym samym roku zmarł syn Walenty. W 1820 urodziła się córka Tekla, w 1822 urodził się syn Nepomucen, a w 1824 urodził się drugi Walenty Jan i zmarła babka Barbara.

We wrześniu 1825 r. zmarł na febrę w wieku 55 lat ojciec Wojciecha- Franciszek. Pochowany został na cmentarzu św. Krzyża we Lwówku. Rodzina przeprowadziła się do wynajętego domu na Lwowie. W maju 1826 r., kilka miesięcy po śmierci ojca, urodził się najmłodszy Stanisław – chrzestnymi byli Melchior Szołdrski i Nimfa Łącka (siostra Emilii Sczanieckiej).

Kto wspomagał rodzinę finansowo po śmierci ojca? Wojciech był wtedy w piątej klasie gimnazjum w Poznaniu. Czy Franciszek zasłużył sobie na tyle, aby Łąccy wypłacali wdowie po nim zapomogę z Kasy Dominalnej? Znany poznański pisarz Marceli Motty, a zarazem młodszy kolega Wojciecha Cybulskiego z czasów studiów w Berlinie, w swych „Przechadzkach po mieście” napisał: „Urodził się on w Koninie, wsi leżącej w bliskości Lwówka, a rodzice jego niezamożni, należeli do klienteli państwa Łąckich, których opieka i pomoc umożebniła mu, ile mi wiadomo, odbycie gimnazjalnej nauki i początki studyów uniwersyteckich, … lecz ilem słyszał i wnioskować mogłem, dopomagali mu tak Marcinkowski, jako i w znacznej mierze rodzina Łąckich, a przedewszystkiem była panna Emilia Sczaniecka jego dobrodziejką wtenczas i później”.

W listopadzie 1826 najstarsza z rodzeństwa Cybulskich, Jadwiga, wyszła za mąż za rzemieślnika – malarza Jana Zajęckiego, wdowca po zmarłej Jadwidze Rzekowicz,  mieszkańca Lwówka, syna krawca Karola i Apolonii Dziubińskiej. Zajęccy na przełomie XVIII i XIX wieku mieszkali we Lwówku przy ulicy Tomskiej 18. Dom narożny z ulicą Kaczą. Dzisiaj to dom nr 13 przy ulicy Pniewskiej, narożny z ul. Grobla. Obydwu ślubów Janowi Zajęckiemu udzielił jego starszy brat Ludwik, wikary lwówecki. Z pierwszego małżeństwa Jan miał córkę Kusildę. 20 października 1827 r. Zajęckim urodził się syn Kalicius Edward i tego samego dnia chrztu „z wody” udzielił ksiądz Ludwik.  Chrzest został uroczyście dopełniony przez administratora parafii Lwówek, księdza Ludwika Zajęckiego dopiero 9 lat później, 31 grudnia 1836 roku. Chrzestnymi byli dziedzic Brodów Konstanty Sczaniecki i Nimfa Łącka – dziedziczka Lwówka i Posadowa. Było to zapewne wielkie wydarzenie towarzysko – sylwestrowe w mieście. Oto dziedzice miasta i okolicznych wsi podjeżdżają powozami pod kościół, w progu wita ich ksiądz Ludwik, po to, by odbyła się ceremonia chrztu syna malarza pokojowego z ulicy Tomskiej. Jest to świadectwo na bliskie kontakty Cybulskich ze Sczanieckimi. Należy dodać, że Emilia Sczaniecka była chrzestną trojga dzieci Zajęckich: Apolonii w lutym 1833 r., Bronisława w grudniu 1835 r. i Klementyny w listopadzie 1841 roku.

Ksiądz Ludwik był znaną i zasłużoną osobistością w Wielkopolsce. „Goniec Wielkopolski” w 1879 roku doniósł:  „Dnia 15go b.m. zakończył żywot doczesny w Wylatowie Imć. ksiądz Ludwik Zajęcki, proboszcz. Uczestnik powstania listopadowego 1831 oraz Wiosny Ludów 1848 w Wielkopolsce”…  „On, co na polu walki w r. 1830 i 1831, wśród kul i bomb armatnich, z krzyżem w ręku błogosławił rycerzy naszych, idących na bagnety moskiewskie, on, co udzielał ostatnich Sakramentów św. rannym i konającym, co w czasie cholery dążył do zarażonych z ostatnią przysługą, on, co patrzał na tysiące wywożonych na Sybir i ściskał ich męczeńskie skronie”.

Wojciech Cybulski w swych wspomnieniach napisał: ”Skończywszy kurs nauki w gimnazjum poszedłem w 1828 r. na uniwersytet do Berlina. Tam pozostając przez blisko półtrzecia (dwa i pół) roku …„. Wojciech otrzymywał państwowe stypendium przez 2,5 roku z Komendantury Wągrowca. Początkowo studiował  filologię klasyczną i historię, uczestnicząc m.in. w wykładach profesora Hegla. W roku 1829 spotkał Adama Mickiewicza, który wywarł na niego duży wpływ i spowodował zmianę zainteresowań w kierunku studiów nad literaturą słowiańską.

29 listopada 1830 roku wybuchło powstanie listopadowe. Jeszcze w grudniu  bracia Konstanty i Stanisław Sczanieccy, Karol Marcinkowski, Ludwik Sczaniecki, Karol Libelt, pięciu braci Mycielskich i inni przekroczyli granice Królestwa Polskiego, by dołączyć do powstania.

Wielkie Księstwo Poznańskie było źródłem finansowym, zaopatrzenia i ochotników (ok. 3000 – 3500) dla powstania listopadowego.

Ochotników z Wielkopolski, dla ich późniejszego bezpieczeństwa wobec spodziewanych represji władz pruskich, przydzielono do  różnych oddziałów, w tym również do 4 Pułku Piechoty Liniowej – słynnych czwartaków. Karol Libelt i Jan Łącki (brat dziedzica  lwóweckiego) służyli w artylerii (obydwaj odznaczeni krzyżami Virtuti Militari), Karol Marcinkowski był lekarzem przy Jeździe Poznańskiej, a później przy sztabie gen. Dezyderego Chłapowskiego w wyprawie na Litwę.

Emilia Sczaniecka już w grudniu rozpoczęła podróż kwestarską po Wielkopolsce i  organizowała fundusze wspomagające. Zaangażowała się też jej siostra Nimfa Łącka, a także Karol Stablewski – mąż młodszej siostry Korduli. 21 grudnia 1830 roku król Fryderyk Wilhelm III wydał zarządzenie pod groźbą surowych sankcji, nakazujące powrót wszystkich mieszkańców Prus, m.in. Wielkiego Księstwa Poznańskiego, którzy dołączyli do powstańców w Królestwie Polskim. Pomimo królewskiego zakazu Emilia dołączyła do powstania i dostała się w wir ciężkiej pracy sanitariuszki w lazaretach powstańczych.  Uczestniczyła w wyjeździe taboru z Warszawy na pobojowisko pod Ostrołęką. Przywieziono stamtąd 3000 rannych.

Na wieść o wybuchu powstania listopadowego Wojciech Cybulski  natychmiast wyjechał z Berlina, jak sam napisał: „…bezpośrednio do Warszawy z pominięciem Poznania”. Zapewne jednak najpierw przyjechał do Lwówka, by uzyskać pomoc od Sczanieckich i błogosławieństwo matki. Ci jednak zdecydowali już, by wspólnie z braćmi Franciszkiem i Józefem Mycielskimi, Karolem Marcinkowskim, Augustynem Brzeżańskim, Feliksem Gajewskim, Stefanem Garczyńskim (poetą i przyjacielem A. Mickiewicza), Arnoldem Skórzewskim,  Ksawerym Bojanowskim i innymi utworzyć Jazdę Poznańską. Tytus Działyński uformowanie szwadronów poznańskich przypisywał wydatnej pomocy finansowej Emilii Sczanieckiej z jej własnych pieniędzy i przeprowadzanych zbiórek.

Wojciecha skierowali do czwartego brata Mycielskich, Ludwika, który w swym majątku Wydawy pod Rawiczem  gromadził ochotników „piechurów”. Wydawy w grudniu 1830 r. były pod obserwacją Prusaków. Nadprezydent Wielkiego Księstwa Poznańskiego Flottwell, donosząc o zjazdach po dworach, wymieniał też Wydawę. Ludwik Mycielski, były oficer Wojska Polskiego, poprowadził swą grupę z Wojciechem w składzie do Warszawy wprost do sapieżyńskich koszar 4Pułku Piechoty Liniowej – słynnych czwartaków, mieszczących się przy ul. Zakromczyńskiej na Starym Mieście. No bo gdzie indziej? Przecież jego stryj Ignacy był dowódcą tego pułku w latach 1815-1820 i nazwisko Mycielski ciągle było żywe w pułku, a i on sam służył krótko w tym pułku, w randze podporucznika. Do 4PPL zaciągnął się też piąty przyrodni brat Mycielskich, Józef Gajewski oraz Walenty Bojanowski – podoficer, odznaczony srebrnym krzyżem w dniu 15.09.1831  (ojciec błogosławionego przez Jana Pawła II Edmunda Bojanowskiego).

Wojciech Cybulski w swych wspomnieniach przemilczał okres od grudnia 1830 do maja 1831, zapewne ze względu na bezpieczeństwo własne i innych. Napisał tylko lakonicznie: „ … w maju 1831 w wyprawie na gwardię dostałem się pod Rutkami do niewoli”.

Marceli Motty w „Przechadzkach po mieście”, na podstawie opowieści samego Wojciecha o swoim udziale w powstaniu, napisał: „Tymczasem ledwo był doszedł do połowy obranej drogi, gdy go powstanie listopadowe z niej spędziło. Na pierwszą wiadomość o niem rzucił nasz dwudziesto-dwuletni młodzieniec w kąt wszelkie książki i jeszcze przed nowym rokiem miał mundur na plecach i karabin w ręku. Służył w piechocie, w którymś zaś  pułku, tego nie pamiętam, wiem wprawdzie, że kilka razy znalazł się w gorącym ogniu, najpierw pod Grochowem, dalej pod Wawrem, Dembem, Iganiami i Ostrołęką”.

Aby dowiedzieć się więcej o udziale Wojciecha w powstaniu, należy pójść tropem Ludwika Mycielskiego. „Poznańczycy” już umundurowani i po styczniowych musztrach w ramach nowo tworzonego IV Batalionu 4PPL rwali się do walki. Nie zamierzali czekać na gotowość bojową IV Batalionu. Kapitan Ludwik Mycielski wykorzystał pamięć po swym stryju (dowódca 4PPL służył w pułku dowodzonym przez stryja Ludwika – Ignacego) i uzyskał zgodę, aby jego grupa dołączyła do III Batalionu, będącego w walkach od początku lutego. Ostatni dowódca 4PPL, ppłk Józef Święcicki, który w pierwszych dniach lutego 1831 roku w stopniu kapitana dowodził grenadierską kompanią III Batalionu, w swym pamiętniku tak napisał o Ludwiku Mycielskim:  ”Kapitan Ludwik hrabia Mycielski, pozostając przez te kilka dni przy naszym batalionie jako wolontariusz, … natychmiast odszedł z batalionu, chcąc mieć czynny udział z tymi batalionami, które szły naprzód”.  Batalion III nie atakował pod Grochowem, gdyż został wyznaczony do asekuracji artylerii. „Poznańczycy” dołączyli do II Batalionu dowodzonego przez majora Kacpra Radlińskiego, którego Ludwik Mycielski znał ze wspólnej służby w 4PPL. W pamiętniku J. Święcicki napisał: „ …a przybywszy do nich, udał się z tyralerami, gdzie niedługo otrzymał kilka ran od kul karabinowych, lecz takowych pomimo nalegań oficerów i pułkownika Bogusławskiego, aby dał sobie opatrzyć, nie dozwolił i szedł naprzód z polską duszą, z bagnetem w ręku, zachęcając nieustannie żołnierzy, i rzucał się w szeregi nieprzyjaciela. A po dosyć długim przeciągu czasu, otrzymawszy mnóstwo ran i w końcu ostatni cios śmiertelny, z chwałą wielką, jako waleczny na placu boju żyć przestał”. Świadkami jego śmierci zapewne byli Wojciech Cybulski i brat Józef Gajewski, który został odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari za dzielną postawę w tej bitwie. Ludwik Mycielski zginął pod Grochowem 25.02.1831, wpisany do rozkazu dziennego gen. Jana Skrzyneckiego jako przykład bohaterstwa i poświęcenia żołnierza.

"Bitwa pod Olszynką Grochowską" - Wojciech Kossak, 1928 r.

4PPL pod Olszynką Grochowską, Wojciech Kossak

Po bitwie pod Grochowem 4PPL został wycofany do Warszawy i pozostał w obozie na Powązkach, później przeniesiono go na kwatery na Nowym Świecie. Przez kilka tygodni panował spokój.

W Wielki Wtorek w nocy z 30 na 31 marca 1831 r. Wojska Polskie wyszły „w cichości” z Warszawy, by nad ranem zaatakować wieś Wawer. Pogonili zaskoczonych Rosjan aż pod Dębe Wielkie, gdzie z lasu wyszedł 4PPL, tworząc prawe skrzydło korpusu. Po lewej stronie atakował 8PPL, lecz bez sukcesu. Gen. Prądzyński przekazał oficerom 4PPL oczekiwanie Naczelnego Wodza, aby jeszcze tego samego dnia odebrać wieś Dębe. Batalion II pod dowództwem mjra Radlińskiego z „Poznańczykami” i Wojciechem w składzie zaatakowali wieś środkiem, I Bat. okrążył wieś z prawej strony, III Bat. z lewej strony. Wyparci Rosjanie uformowali za wsią front, który został zaatakowany przez polską jazdę i pobity. „A my na placu zdobytym całą noc spokojnie, lecz bez ognia przestali”. Taki był udział Wojciecha Cybulskiego w bitwie pod Dębem w szeregach 4PPL.

Józef Święcicki tak opisał kolejne dni pułku: „Na drugi dzień pomaszerowaliśmy naprzód ku Siennicy, … Pod Siennicą stojąc, był to Wielki Tydzień świąt wielkanocnych, co mieszkańcy Warszawy przez wdzięczność dla wojska spieszyli dostarczyć święconego… Pułk nasz tyle tylko dostał, że zatem każdej kompanii cząstka się udzieliła, przynajmniej aby każdy, choć nie zjeść, to aby mógł powąchać”.

Wojciech Cybulski zapamiętał te święta i opisał w swym liście do Emilii Sczanieckiej (Praga, 2.04.1839): „z H. przypomnieliśmy sobie nie czas, kiedyśmy w obozie święconkę jedli. Nigdy podobno w życiu weselszej nie mieliśmy, nigdy smaczniejszej. Pod grzmotem dział była gotowana, w ogniu całodziennym pieczona, deszczem kul poświęcona…”.

10 kwietnia 1831 r. doszło do spotkania w walce 4PPL z ułanami Jazdy Poznańskiej, które  Józef Święcicki tak zrelacjonował: „Potem wyruszyliśmy ku Wodyniowi, gdzie pod wsią Domanice, idąc w awangardzie, naszliśmy na obóz brygardy nieprzyjacielskiej kawalerii, z dziesięciu szwadronów kompletnych złożoną, pułku husarów i hułanów, którzy natychmiast dosiadłszy koni, spiesznie uformowali się, maszerując naprzód dobrym kłusem. Waleczny pułk 2 hułanów polskich pod dowództwem pułkownika Michała hrabi Mycielskiego, wyszedłszy z lasu, natychmiast uformowali także front, lecz bardzo słaby, bo z czterech, i to maleńkich, szwadronów, a postępując także naprzód ku nieprzyjacielowi, nasz pułk zaczął się formować pod samym lasem. Niedługo nieprzyjaciel szarżą obces uderza na 2 pułk hułanów, którego pułkownik Mycielski natychmiast zatrzymuje, rozkazując wzięcie lanc do ataku, a ze zbliżeniem się, z miejsca komenderując: „Marsz, marsz”. Co tak szczęśliwie, że w jednym momencie rozbijają całą brygardę, z dziesięciu szwadronów złożoną; mnóstwo w zabitych i przeszło trzysta do niewoli zabrali, lecz z tych ani jeden nie był całym: wszystko to pokiereszowane przez walecznych pułku 2 hułanów…”.  ( 2 pułk ułanów i Jazda Poznańska były w składzie Dywizji Rezerwowej Jazdy.)

Szarża Jazdy Poznańskiej, Juliusz Kossak

Co to było za spotkanie „Poznańczyków” na zwycięskim polu bitwy! Wyobraźmy sobie,  jak cieszą się i ściskają: żołnierz 4PPL Józef Gajewski swych przyrodnich braci ułanów Michała i Franciszka Mycielskich z 2 pułku i z Jazdy Poznańskiej, podoficer Walenty Bojanowski swego kuzyna Ksawerego, a Wojciech Cybulski braci Sczanieckich.

Reminiscencje tej potyczki odnajduję w liście Wojciecha Cybulskiego do Emilii Sczanieckiej  (Praga, kwiecień 1839 r.): „ … w śnie chciałem znaleźć wypoczynek – byłem na placu boju, ciężko ranny – bliski dostania się do niewoli – Konstanty, brat Pani mię uratował – nieprzyjaciele pierzchli. Wstałem osłabiony”.

Tego samego dnia (10 kwietnia 1831 r.), kilka godzin po potyczce pod Domanicami, gen. Prądzyński dogonił siły główne Rosjan i doszło do bitwy pod Iganiami.  J. Święcicki napisał: „Dążyliśmy  ku Siedlcom… pod Iganie… przeszliśmy przez plac boju po trupach,…  8PPL walczył”. Tak więc Cybulski i jego pułk nie brali udziału w bitwie pod Iganiami. Mimo wygranej bitwy pod Iganiami, Wojska Polskie w tym i 4PPL, w drugiej połowie kwietnia wycofały się przez Kłuszyn, Kuflew, Cegłów do Warszawy.

Gorzkie słowa Kajetana Rzepeckiego, podoficera a później oficera 4PPL, o następnych tygodniach spisał jego syn: „Po miesiącu bezruchu decyzja o „wyprawie na gwardie” księcia Mikołaja… Ruszyliśmy w połowie maja przez Pragę, Żegrze, Sierock na rosyjskie gwardie. Skończyło się na tem, że gwardie znikły nam z oczu…”.

W końcu jednak Wojska Polskie 20 maja dopadły straże tylne „gwardii” pod Rutkami i doszło do walk, w których wziął udział także II Batalion 4PPL Wojciecha Cybulskiego. To była niewielka, ale istotna potyczka. Straty polskie to 36. zabitych i 90. rannych. Inne źródła podają, że pod Rutkami poległo i dostało się do niewoli około 200–300 żołnierzy polskich. Śmiertelnie ranny został dowódca II Batalionu Kacper Radliński, zginęli kpt. Światłowski i ppor. Gałczyński z tego batalionu. Okoliczności, w jakich Wojciech Cybulski został wzięty do niewoli, tak opisał M. Motty w swych „Przechadzkach po mieście”:  „…ale powiedzieć nie mógłbym, czy w tej ostatniej bitwie, czy też w późniejszej jakiej utarczce spotkał go fatalny przypadek. Otóż  kompanię jego rozbito, tak iż wielu na pojedynkę musiało się żgać z Moskalami; pana Wojciecha, otoczonego, zaczęto niemile bagnetami łechtać. Oparty o drzewo bronił się, jak mógł, karabinkiem, ale wkrótce, pokłuty, padł na ziemię i zawleczony został do gromady jeńców. Pamiątka tej nierównej walki została mu na całe życie; pokazywał mi ją raz i naliczyłem na jego piersiach i jednym boku siedemnaście wyraźnych jeszcze trójkącików. Tylko gruby płaszcz oraz rzemienie tornistra ocaliły go wtenczas od śmierci. Umieszczono go z początku gdzieś tam w lazarecie, a gdy się z grubszego wyleczył, wędrować musiał w kajdankach przez błota i śniegi do Bobrujska”.

  1. Motty z tym śniegiem w środku lata, 150 km od Mińska, trochę przesadził. Wojciech Cybulski nie mógł też wziąć udziału w bitwie pod Ostrołęką 26 maja, bo od 5 dni już był w niewoli.

W Bobrujsku Wojciech pozostał rok i tam nauczył się języka rosyjskiego, co bardzo przydało mu się w jego późniejszej pracy naukowej. Doznał też od Rosjan przyzwoitego traktowania,  gdy poznali się na jego wykształceniu.

W czerwcu 1832 r., zwolniony na podstawie ukazu cara Mikołaja, udał się do Wilna i zameldował u komendanta miasta. Posłano wtedy do władz pruskich w Poznaniu pytanie, czy Wojciech Cybulski jest obywatelem Prus. Nadeszła negatywna odpowiedź i powtórnie wtrącono go do więzienia. Więźniowie w Wilnie byli skazani na łaskę mieszkańców miasta, którzy zapewniali im wyżywienie i ubiór.  Pewna dama, aktywna w pomocy więźniom, przedstawiła los Cybulskiego rosyjskiemu generałowi Tymanowi. Generał osobiście zajął się nim i spowodował zwolnienie go z aresztu. Wojciech zamieszkał nawet u niego w  Wiłkomierzu oddalonym o ok.70 km od Wilna. Wreszcie miał  ludzkie warunki bytowania.   Pewnym jest, że bez interwencji gen. Tymana posłano by Cybulskiego na Sybir. Korzystając z protekcji generała, Wojciech pisał listy do Łąckich, do matki, do znajomego z okresu gimnazjalnego radcy regencji Pantaleona Szumana z prośbą o potwierdzenie, że pochodzi z Poznańskiego. 18 stycznia 1833 roku obaj, generał i jeniec, zasiedli do pisania listów, by je wspólnie wysłać.  W odpowiedzi od Szumana przyszedł list i nawet pieniądze na powrót. Niestety, generał Tyman nagle zmarł i Wojciech stracił swego możnego protektora. Zaopiekowała się nim krewna zmarłego generała. Niespodziewanie w Wilnie pojawił się kapitan Krause, oficer żandarmerii z rozkazem, aby Wojciecha dostarczyć do Warszawy.  Pod koniec stycznia 1833 roku pod strażą odstawiono go do biura tajnej policji spraw politycznych Warszawy. Pięć miesięcy więzienia, badań śledczych, indagacji, jak się okazało w ramach śledztwa przeciw aresztowanemu w Poznaniu Pantaleonowi Szumanowi, oskarżonemu o spisek i organizowanie powstania, a także śledztwa w sprawie Karola Libelta. Cybulski słał pisma do konsula pruskiego w Warszawie i do prezydenta Poznania Flottwella. Pisma odniosły skutek. Zdecydowano odesłać go pod konwojem do Poznania. Wojciech napisał: „…przybyłem w sam dzień Piotra i Pawła dnia 29 czerwca 1833 na ratusz do Poznania”. Po dwóch tygodniach siedzenia w poznańskim ratuszu otrzymał nakaz, by w ciągu 24 godzin opuścić Poznań i udać się do Lwówka.

„ Już dziewięć upłynęło miesięcy, a jeszcze jestem pod dozorem policji i nigdzie mi się oddalać nie wolno. Nie miałem procesu, nie mam amnestii. Nie wiem jakie położenie moje w kraju, wszystko mi zabronione, gdzież znajdę sprawiedliwość za niesłuszne pięciomiesięczne więzienie w Warszawie i brudne obchodzenie się ze mną w Poznaniu? Chyba w Bogu?”. Tak Cybulski zakończył 15 marca 1834 roku pisany we Lwówku pamiętnik zatytułowany „Opis ostatniego czasu mojej niewoli w Wilnie i w Warszawie”, kierowany do Pantaleona Szumana. Powyższe cytaty pochodzą z tego pamiętnika.

Wojciech Cybulski we Lwówku odnowił swoje kontakty ze Sczanieckimi i Łąckimi. Był nauczycielem ich dzieci w trakcie swego około 2,5 letniego pobytu w rodzinnych stronach. Można go było zobaczyć jak gna ulicami Lwówka „na zamek” Łąckich, by uczyć ich dzieci. Pewnie miał też czas, aby odwiedzić Annę Mycielską w jej majątku Kobylepole (obecnie dzielnica Poznania Nowe Miasto) i opowiedzieć o okolicznościach śmierci jej synów, o spotkaniu po bitwie pod Domanicami. Wspominał ją często w swych listach. Anna Mycielska (zmarła 1 marca 1840 r.) z pięciu synów, biorących udział w powstaniu, straciła trzech: Ludwika – kapitan zginął pod Grochowem,  Józefa (Gajewskiego z 1. małż.),  który walczył jako prosty żołnierz i zginął pod Ostrołęką, Franciszka – major Jazdy Poznańskiej, zginął pod Rajgrodem 29 maja, prowadząc w szarży swój szwadron.

Wikipedia błędnie podaje , że Cybulski „W roku 1833 w drodze do Berlina został aresztowany i osadzony w twierdzy w Świdnicy, po pewnym czasie został zwolniony. Umożliwiono mu też dokończenie studiów na berlińskiej uczelni…”. W świetle dokumentów, które znalazłem w Bibliotece Narodowej, ten opis aresztowania nie ma podstaw.

W liście z 20.03.1834, pisanym we Lwówku, Cybulski prosi P. Szumana o protekcję u władz, pragnie udać się na uniwersytet i ukończyć studia: „ Wstrzymałem się zatem z wykonania mego zamiaru, zwłaszcza że upewniono mię, że już nie będę miał procesu i znowu będę mógł rozpocząć moje nauki. Być może, ale cóż mi po tym, gdy zawsze jeszcze stoję pod dozorem policji i nigdzie, nie mając amnestii w ręku, na długo oddalić się nie mogę. Dziewięć miesięcy straciłem już na nudnym, bez wielkiej dla siebie korzyści, zatrudnieniu. … Chciałbym powrócić przynajmniej na rok koniecznie jeszcze na uniwersytet”.

W drugiej połowie 1834 roku został skazany przez sąd pruski na 6 miesięcy twierdzy w Świdniku, lecz dopiero  jesienią 1835 roku tam go osadzono.  Ze Świdnika 16 grudnia 1835, w drugim miesiącu odsiadki, napisał do Flottwella prośbę o przedterminowe zwolnienie i możliwość kontynuowania studiów.  Karę więzienia zmniejszono mu o połowę. W lutym 1836 roku wrócił do Lwówka.

Emilia Sczaniecka z upadkiem powstania, w przebraniu jako służąca Dorota Grossen, okrężną drogą wróciła do domu. Zamieszkała u siostry we Lwówku, ponieważ majątek w Pakosławiu władze pruskie „zakwestrowały” za udział w powstaniu. Skazano ją także na 6 miesięcy kary więzienia w twierdzy w Nysie. Ostatecznie aktem władz z 9 lutego 1833 roku została w pełni ułaskawiona.

„Doktor Marcin” – Karol Marcinkowski ppor. Jazdy Poznańskiej, odznaczony Złotym Krzyżem Virtuti Militari za dzielną postawę w bitwie pod Grochowem, wrócił do Poznania dopiero w marcu 1835 roku. W czerwcu 1835 r. został skazany na 9 miesięcy więzienia w twierdzy świdnickiej. Karę swoją odbywał od 1 sierpnia do 17 grudnia 1837 roku.

Stanisław Sczaniecki, chory na „nerwową febrę”  od września 1831 roku, do zdrowia już nie wrócił. Zmarł w Poznaniu w maju 1836 roku. Konstanty Sczaniecki został skazany na 4 lata w twierdzy Nysa i 20 tys. talarów grzywny. Zmarł w czerwcu 1873 roku w Pakosławiu u siostry. Obydwaj odznaczeni Złotymi Krzyżami Virtuti Militari za udział w powstaniu.

Wojciech, ciągle bez pozwolenia na powrót na uniwersytet, lecz z mocnym postanowieniem kontynuowania wybranego kierunku, wiosną 1836 r. z pomocą sponsorów udał się w podróż naukową do krajów słowiańskich. W maju 1836 r., w trakcie pobytu w Zagrzebiu, napisał do swej przyjaciółki i powierniczki Emilii Sczanieckiej: „ Tą razą znowu Pani bez pytania, przyseła mi fundusz na podróż, cóż mam z nim zrobić? Z Poznania nie mam jeszcze wprawdzie wiadomości, ale sądzę, że mnie do dawniejszego z Panią stosunku nie wrócą, lubo i na to się zgodzą, co Pani raczyła wzgxqlędem kuzyna mego, jak mi i sam o tem pisze, proponować … Po odebraniu z Poznania listu nie omieszkam Pani o wszystkiem donieść. Zapewne nie potrzebuję wyrażać, które źródło zasiłku dawniejsze czy nowe jest mi milsze … Tymczasem muszę oczekiwać odpowiedzi z Poznania tak od  M. jak i od Kollegium Szkolnego na podanie moje, czy na miejsce jakie w Poznaniu mogę pewno rokować. Chciałbym mieć czarno na białym, abym lepiej wiedział, czego się trzymać”.

Nie wiem, jakie były odpowiedzi od tajemniczej M.  i od Kollegium Szkolnego  w sprawie zatrudnienia w Poznaniu. Nie wiem, czy zamożny kuzyn z Poznania zgodził się i w jakim wymiarze na dalsze wspomagania naukowych zamierzeń Wojciecha.

Cybulski został przywrócony na studia i w połowie 1836 roku powrócił do Berlina. Emilia Sczaniecka i inni złożyli mu propozycje fundowania studiów. Na stypendium państwowe nie mógł już liczyć.

Marceli Motty tak zapamiętał pierwsze swe spotkanie z Cybulskim: „Trzydziestego szóstego roku wreszcie przybył znów do Berlina, parę miesięcy przede mną i zaczął gorliwie pracować, aby sześcioletnią szczerbę wypełnić i dojść do pierwotnie wytkniętego celu. W początku października owego roku, … , zajechawszy z Hipolitem Cegielskim prosto z poczty do jego mieszkania, spotkałem się z nim pierwszy raz, a ponieważ, mimo różnicy wieku, przyjął mnie tak szczerze i uprzejmie, jak gdybym od dawna był jego kolegą, powziąłem do niego sympatię i zaufanie, które późniejsza zażyłość nasza tylko powiększyć mogła. Sama jego zewnętrzność miłe na każdym robiła wrażenie; oznaczał się silną i zgrabną budową ciała dojrzałego młodzieńca słusznego wzrostu; długi, płowy i bardzo gęsty włos otaczał twarz całkiem udatną, ujmującą mianowicie wyrazem przyjacielskiej wesołości, który ją niemal ciągle ożywiał. Tę wrodzoną wesołość widziałeś u niego w rozmowie i towarzyskiem pożyciu, a wynikała ona ze swobodnego i dla innych przyjaznego ustroju duszy, daleką będąc od wszelakiego odcienia przechery lub chęci drażnienia. Prócz tego jednał sobie Cybulski rzetelną przychylność i szacunek rodaków w Berlinie przeszłością swoją, zapałem patriotycznym, idealnym zapatrywaniem się na świat i przykładnem życiem; na bardzo częstych wtenczas schadzkach naszych i w dysputach on zwykle rej wodził wprawą w mówieniu i filozoficznemi wywodami, chociaż nieraz odpowiednich współzawodników znalazł w Adolfie Kurtzu z Warszawy, Cegielskim, Rymarkiewiczu i Sadowskim. … przyznać mu było można zaszczyt przewodnika młodej Polonii nad Szprewą i że prawie każdy współziomek, który się tam owemi czasy pojawił, starał się z nim zawrzeć znajomość. Co do mnie, widywałem go niemal co dzień, nie licząc bowiem wzajemnych odwiedzin, chodziliśmy przez trzy semestry na te same kolegia”.

A we Lwówku u Cybulskich: W grudniu 1830 r. odbył się chrzest trzeciego dziecka Jana i Jadwigi Zajęckich – chrzestny ksiądz Ludwik, w lutym 1833 r. – chrzest czwartego dziecka Jana i Jadwigi  – chrzestni: ksiądz Ludwik  i Emilia Sczaniecka.  W 1834 roku w domu na Lwowie zmarł dziesięcioletni brat Wojciecha, Nepomucen. W 1836 zmarła siostra Franciszka. W lipcu 1836 r. siostra Antonina wyszła za mąż za Jana Mioduszewskiego – nauczyciela z Pakosławia,  we wrześniu urodził się im syn Ludwik- chrzestnymi byli Władysław Łącki i Bronisława Sczaniecka.

Późną wiosną 1838 roku Emilia Sczaniecka postanowiła pomóc siostrze, która była w ciąży z dziewiątym dzieckiem Zygmuntem, w wychowaniu i edukacji dzieci. Zabrała jej starsze potomstwo (Władysława 17 lat, Weronikę 15 lat, Emilię 12 lat) do Berlina i pozostała tam z nimi  do lata 1839 roku. Zamieszkali przy Behrenstrasse 13. Pomocnym w Berlinie w ulokowaniu dzieci Łąckich w różnych szkołach był Wojciech. Był także ich korepetytorem i opiekunem. Pisał z Pragi : „…co kochane moje uczennice robią? Jak się uczą?”.  Najstarszy Władysław podjął w następnym roku naukę na Uniwersytecie w Berlinie, pozostając pod opieką Wojciecha Cybulskiego.

Z tego okresu zachował się list Karola Marcinkowskiego, pisany do Wojciecha Cybulskiego w lipcu 1838 r., który rzuca nowe światło na relacje obydwu panów z Emilią Sczaniecką: „Mój kochany Wojciechu. Za każdy Twój list, w którym mi o naszym aniele donosisz, nieskończenie Ci wdzięczny jestem…”. Dalsza analiza obszernego zachowanego zasobu korespondencji Cybulskiego powinna dać wyjaśnienie odnośnie wzajemnych relacji przyjaciół. Ubolewam, że historycy, badający życie i działalność Emilii Sczanieckiej, przemilczają obecność W. Cybulskiego w jej życiu.

We wrześniu 1838 roku Cybulski dysertacją „De bello civili Sullano”, dotyczącą wojny domowej rzymskiej, dedykowaną przyjacielowi Karolowi Marcinkowskiemu i prof. Boeckhowi, uzyskał tytuł doktora filozofii.

W tym samym miesiącu napisał podanie do Hagena, dziekana wydziału Uniwersytetu w Berlinie, zawierające prośbę o umożliwienie wyjazdu do Pragi, Krakowa i Kijowa w celu kontynuowania swego zakresu studiów, badań języków i literatur słowiańskich.

Wikipedia ponownie podaje błędną informację o Cybulskim, jakoby w „roku 1836 obronił doktorat i rozpoczął prowadzenie wykładów z języków słowiańskich”. (W dawniejszych czasach doktorat i jego obrona były ukoronowaniem studiów uniwersyteckich i odpowiednikiem dzisiejszego magisterium).

Wojciech, dzięki koligacjom Emilii i spotkaniom w jej berlińskim mieszkaniu, poznał m.in. Łubieńskich, Stablewskich, Mielżyńskich, Sułkowskich, Raczyńskich. Odświeżył też znajomości z Poznania z Karolem Marcinkowskim, Karolem Libeltem, Pantaleonem Szumanem, zaprzyjaźnił się z Marcelim Motty, Hipolitem Cegielskim, Stefanem Garczyńskim. W liście do Emilii Sczanieckiej w styczniu 1839 r. z Pragi napisał: „ …noszę żałobę po śmierci berlińskich wieczorów”.

Cybulski w grudniu 1838 roku wyruszył w kolejną podróż naukową, mając wsparcie finansoweze strony Emilii Sczanieckiej, i ze swej podróży systematycznie, co tydzień,  w swych listach do niej zdawał sprawozdanie. Listy Wojciecha  były egzaltowane, pełne słów uwielbienia dla Emilii, radości, smutków, niepokojów. Emilia raczej strofowała go, „karciła”.

Wojciech relacjonował swe wizyty w muzeach, prace w bibliotekach, kontakty z uczonymi miejscowych uniwersytetów.  Zwiedzał okolice, opisywał miejscowe zwyczaje i mieszkańców. Oto przykładowa relacja (Praga, 16.05.1839): „…wycieczka w okolice Pragi … młody Szafarzyk … synowiec profesora był moim towarzyszem, … każdy na wsi, od dziecka zacząwszy, czytać umie, … nie widać tu całkiem pijanego …”.

W listach do Emilii Sczanieckiej zdarzało się, że prosił o wcześniejsze przesłanie pieniędzy, informował o swych kontaktach z „Doktorem Marcinem” i jego wsparciu, także finansowym. Wspominał znajomych. Dzieci Łąckich nazywał imionami „Władyś, Kaziulka, Emilka, Nepomusia, Weronika”, wykazując swe bardzo bliskie relacje z rodziną Łąckich.

Lektura korespondencji Cybulskiego, zgromadzonej w Bibliotece Narodowej, utwierdza mnie w przekonaniu, że Wojciech Cybulski był wytworem myśli i zamierzeń wybitnych poznaniaków: E. Sczanieckiej, K. Marcinkowskiego, K. Libelta, J. Rymarkiewicza i innych  dla „Sprawy Polskiej”. Miał być narzędziem do zrealizowania jednego z ich patriotycznych celów, czyli utworzenia instytutu – ośrodka  propagującego i badającego literaturę polską w samym Poznaniu, bądź też na uniwersytetach w Berlinie lub we Wrocławiu. Bez tych wielkich poznaniaków, bez ich wsparcia finansowego i moralnego, nie byłoby Cybulskiego, jakiego znamy. Liczne dowody na to znajdujemy w jego listach, np. do Emilii Sczanieckiej  (Praga, 30.05.1839): „Marcin mi pisał list tak miły i przyjacielski, życzy abym był w Poznaniu, ale też marzy mu się katedra słowiańska w Berlinie, przysłał mi sto talarów, co mam zrobić?”.

Martwił się o swą przyszłość, jak w tym liście do Emilii (Zagrzeb, 23.07.1839): „W Poznaniu muszę się dowiedzieć jak stoją moje interesa, źle czy dobrze… Pisałem do Marcina z Wiednia – jakie mogą  mnie nadzieje w Poznaniu, jeśli żadnych będę się starał utrzymać tym lub innym sposobem w Berlinie”.

Cybulski powrócił do Berlina w wrześniu 1839 roku. Po drodze odwiedził Poznań i Lwówek, ciągle nie będąc pewnym swej przyszłości.

  1. Motty napisał: „…postanowił p. Wojciech dojechać do końca obranej drogi, … zapewniwszy sobie nadal utrzymanie i wróciwszy do swej kwatery przy Behrenstrasse, nie pamiętam już numeru, wziął się znów do roboty. … mieliśmy mniej więcej równocześnie składać drugi egzamin, schodziliśmy się więc, latem czterdziestego roku, codzień po obiedzie i męczyli nawzajem powtarzając literatury i starożytności greckie i rzymskie, historyę filozofii i niektóre części dziejów powszechnych. Trwało to sześć czy siedem tygodni … Było to początkiem jesieni czterdziestego roku … zwrócił ktoś w senacie uniwersyteckim uwagę na to, że skoro po uniwersytetach pruskich rozmaite języki cudzoziemskie są przedmiotem wykładów, byłoby bardzo na czasie, tak z powodów naukowych i jako politycznych, aby języki słowiańskie w podobny sposób uwzględnione zostały. … wskazał, ile mi wiadomo Droysen Cybulskiego, zawiadomił go i radził niezaniedbywać pomyślnej sposobności. Wezwany, niedługo się wahał; wszakże zawód uniwersytecki zaszczytniejszy i wiele dogodniejszy od gimnazjalnego… skoro p. Wojciech oświadczył że przyjmie docenturę, dano mu nie tylko czas do należytego przysposobienia się, lecz i stipendium … po podróżach słowiańskich … wrócił, gruntownie przygotowany do nowego zawodu i rozpoczął, pod koniec czterdziestego drugiego roku, wykłady swoje jako docent przy uniwersytecie berlińskim. …Uczęszczali prawie tylko Polacy… ogłaszał w rozmaitych ówczesnych pismach literackich, tak polskich jak i niemieckich, liczne rozprawy, …a szczególnie „O runach słowiańskich„ , na które bodajnie on pierwszy zwrócił uwagę… miał także Cybulski czynny udział;  roku czterdziestego ósmego występował w Pradze z kilkoma innymi Polakami, gdy się tam zebrał ów kongres słowiański, który chciał wywalczyć równouprawnienie Słowian w Austrii i w Niemczech, a nieco później, wybrany tutaj dwukrotnie na deputowanego do berlińskiego sejmu, należał przez lat kilka do najczynniejszych członków Koła polskiego”.

Tak więc Cybulski w 1840 roku habilituje się w Berlinie jako docent języków i literatur słowiańskich, pisząc rozprawę habilitacyjną „O rozwoju i strukturze języków słowiańskich”. W lutym 1841 roku pisze list do Purkyniego z Uniwersytetu we Wrocławiu,  prosząc o wstawiennictwo dla jego kandydatury na katedrę na tym uniwersytecie. Obsada katedry na Uniwersytecie w Berlinie także nie była jeszcze rozstrzygnięta.

W 1841 roku Cybulski otrzymał od rady szkolnej w Poznaniu propozycję pracy w gimnazjum w Lesznie, którą zamierzał przyjąć, gdyby sprawy obsad katedr w Berlinie lub we Wrocławiu przybrały niekorzystny dla niego obrót.

Zgodnie z radą Karola Marcinkowskiego pozostał jednak na Uniwersytecie w Berlinie jako „privatdocent przy Uniwersytecie dla rzeczy słowiańskich”, mimo że za prowadzone wykłady nie otrzymywał wynagrodzenia. Utrzymanie dawała mu praca nauczyciela języka polskiego w gimnazjum francuskim. Dorabiał jako tłumacz przysięgły przy Sądzie w Berlinie. Był też nauczycielem w królewskiej Szkole Wojennej dla oficerów.

W latach 1842–1844 wykładał o literaturze polskiej najnowszej przy szczelnie zapełnionych salach wykładowych. Pisał dużo do polskich periodyków, przeważnie poznańskich.

Wojciech próbował też swoich sił jako poeta. Czy udanie ? Sami oceńcie, Drodzy Czytelnicy, jego wiersz do Emilii:

"Wojciech Cybulski próbował też swoich sił jako poeta. Oceńcie jego wiersz do Emilii Sczanieckiej".

 

Berlin, listopad 1838, podpisane A.C.  (Adalbert Cybulski)

Niestety, w kwietniu 1842 roku nowo utworzoną Katedrę Filologii Słowiańskiej we Wrocławiu objął Czech, Celakowski, który z powodu braku sukcesów opuścił w 1849 r. Wrocław i wrócił do Pragi. Od  października tego roku katedra pozostała nieobsadzona aż do 1860 roku.

Na zwolnione miejsce po Celakowskim w 1850 r. Cybulski napisał podanie o nadanie profesury. Rada Wydziału w sierpniu tego samego roku zatwierdziła podanie, lecz z powodów politycznych sprawa czekała przez następne 10 lat.

W czasie Wiosny Ludów 1848 działacze polskiego komitetu rewolucyjnego w Berlinie obarczyli Cybulskiego funkcją kasjera, co świadczy o wielkim zaufaniu, jakim się cieszył wśród rodaków. Pieniądze powierzali mu Szuman, Bniński, Niemojewski, Taczanowski i inni, a były one wykorzystywane na druk ulotek, broszur, przejazdy działaczy.

Cybulski jeszcze kilkakrotnie odbył podróże naukowe po Europie słowiańskiej. Nawiązał szerokie kontakty, stworzył siatkę naukowców – pasjonatów językoznawców i znawców literatur języków słowiańskich z Belgradu, Zagrzebia, Pragi, Krakowa, Brna, Kijowa, Petersburga. Świadectwem są liczne dyplomy z uczelni tych miast i członkostwa korespondenta.

Wtedy nie było strefy Schengen. Cybulski przed każdą podróżą musiał występować o pozwolenie i wydanie jednorazowego paszportu.

Pruski paszport wystawiony na W. Cybulskiego

 

Paszport W.Cybulskiego w celu wyjazdu w 1839 roku do Pragi przez Drezno. Na odwrocie stemple kontroli granicznych: Praga, Brno, Kraków, Wiedeń, Koszyce, Zagrzeb, Poznań.

Takprzy okazji tych podróży dowiadujemy się, że w połowie XIX wieku poczta z Berlina do Pragi czeskiej „szła” cztery dni,  a pociągiem z Wrocławia do Warszawy przez Sosnowiec jechało się 12 godzin. Gdy Cybulski studiował w Berlinie, dyliżans konny „fahrpoczta”  z sześcioma pasażerami wyruszał z Poznania w poniedziałek o 14:00, zatrzymywał się w Gaju, Pniewach, Kamionnej, Gorzyniu, by w środę o 10:00 dotrzeć do Berlina. Później uruchomiono „schnell pocztę”, pokonującą ten dystans w 26 godzin.

A we Lwówku u Cybulskich: 1845 – Wojciech został chrzestnym córki siostry Jadwigi, 1845 – brat Wojciecha, Wincenty – nauczyciel w Chraplewie, ożenił się w Grodzisku z Magdaleną Wierzbińską, 1846 – urodził się im w Chraplewie syn Józef , chrzestną była matka rodziny Cybulskich Nepomucena. Nepomucena zmarła w wieku 62 lat na paraliż w 1848 roku w Pakosławiu u córki Antoniny. Zgon zgłosił syn Wincenty, wtedy nauczyciel w Ptaszkowie. Pochowana została na cmentarzu św. Krzyża we Lwówku. Wincenty zmarł w 1879 roku w Pońcu k. Leszna.

  1. Motty w „Przechadzkach…” wspominał o Wojciechu: „Przyszedł, niepamiętam już kiedy, odwiedzić mnie po starej znajomości… „Czy wiesz, że się żenię? rzekł śmiejąc się” i dalej opowiadał: „ Otóż przybyła z Warszawy pewna pani, której nazwiska niestety, zapomniałem aby córeczce swojej pokazać stolicę Fryderyków, jej ciekawości i skarby sztuk pięknych. Poleconym sobie przez kogoś innego, Cybulski wysługiwał się jako gorliwy czyczeron, a córeczka, od pierwszej chwili, swoją zgrabną figurką, ładniuchnem obliczem, filuternym spojrzeniem, oraz żywością temperamentu i potoczystą wymową, zrobiła na nim tak silne wrażenie, że w końcu trzech czy czterech dni wędrówek po ulicach i muzeach, przeskoczyły im jakoś pierścionki z palca na paluszek i odwrotnie, ku zdziwieniu mamy. Ktokolwiek z nas miał przyjemność zbliżenia się do pani Cybulskiej, gdy tutaj przez czas niejaki, po śmierci męża, bawiła, ten przyznać musi, że nasz profesor niedaremnie słuchał razem ze mną estetyki u Hobhona w Berlinie” .

Tak było, jak opowiadał M. Motty.  Późnym latem 1859 roku do Berlina przyjechała z matką panna Józefa Machczyńska.  Wojciech po krótkiej znajomości oświadczył się Józefie i został przyjęty. W październiku tego roku towarzyszył jeszcze paniom Machczyńskim w dalszej ich podróży do Drezna, a stamtąd powróciły do Warszawy. Narzeczeni często do siebie pisali. Wojciech słał gorące listy, po dwa każdego tygodnia.

Wreszcie 17 stycznia 1860 roku Cybulski otrzymał z Uniwersytetu we Wrocławiu odpowiedź na swoje podanie z 21 lipca 1850 r., zawierającą zawiadomienie o jego nominacji na  profesora zwyczajnego na podstawie wydanego w grudniu 1859 roku Królewskiego patentu profesorskiego. W końcu ziściły się jego marzenia. Odpowiedział 11 lutego 1860 r. i 1 kwietnia był już we Wrocławiu, by objąć profesurę. Od listopada 1860 roku  piastował też funkcję prezesa Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego. W tym czasie członkiem Towarzystwa był też poeta Adam Asnyk.

Następny krok do upragnionej stabilizacji to ślub: „Działo się w Warszawie w parafii św. Krzyża, drugiego czerwca 1860 roku o godzinie siódmej wieczór … zawarte zostało religijne małżeństwo między Wojciechem Franciszkiem dwóch imion Cybulskim kawalerem Obywatelem Księstwa Poznańskiego, Profesorem Uniwersytetu miasta Wrocławia, byłem posłem na Kongres Włościański w Pradze Czeskiej, Deputowanym Parlamentu Pruskiego, we Wrocławiu przy ulicy Tausenstrasse …zamieszkałym, urodzonym w mieście Lwówku … lat pięćdziesiąt dwa mającym a Józefą Heleną dwóch imion Machczyńską, panną…  w Warszawie … przy ulicy Nowy Świat  zamieszkałą, urodzoną w mieście Płocku  z Marcelego Machczyńskiego Radcy Stanu Sędziego Apelacyjnego Królestwa Polskiego i jego prawej małżonki  Ewy z Luboradzkich, lat dwadzieścia trzy mającą”. Cybulscy dochowali się dwóch córek, Józefy  i Antoniny.

Liczna korespondencja z gratulacjami z okazji ślubu pokazuje szerokie kontakty Cybulskiego z możnymi Wielkopolski. Pokazuje go też w nieco innym świetle. Listy Władysława Niegolewskiego czy też Jana Rymarkiewicza sugerują, że napisali je wytrawni bibosze, przyjaciele i towarzysze wspólnych zabaw ze starych czasów.

Wojciech Cybulski stał się osobowością znaną i cenioną w całej słowiańskiej Europie. Już w 1860 roku Biblioteka Główna Okręgu Warszawskiego poprosiłago o współpracę przy opracowaniu słownika porównawczego „wszystkich słowiańskich narzeczy”.

W tym samym roku (1860) Czeskie Muzeum sekcja Archeologiczna napisało „ podziękowanie za ważny dar do Czeskiego Muzeum zasłany, one dwa gipsowe odlewy kamieni z ruńskimi napisami. Nasz p. Safarik był w radośnem zachwyceniu, kiedy ujrzał Mikorzyńskie napisy i uznał podług nich, że Słowianie doprawdy ruńskiego pisma używali…”. Podpisał Jan Wolek, profesor archeologii na uniwersytecie praskim i prezes archeologicznej sekcji Czeskiego Muzeum.

Praca Wojciecha Cybulskiego „O runach słowiańskich” jest jego sztandarowym wydaniem książkowym, aktualnie dostępnym jako reprint wydawnictwa Armoryka z 2010 roku. Autor podejmuje w nim temat, czy Słowianie mieli swoje pismo przed cyrylicą, czyli przed 860 rokiem. Opisuje odnalezione kamienie ze znakami runicznymi, wykłada swój pogląd. Temat ten wrócił w „Journal of Archaeological Science”, wydanie 127. z marca 2021 r., a w nim pewni czescy znawcy tematu przypisują sobie „odkrycie, które ma zmienić podręczniki”. Nie wiedzieli nic o Wojciechu Cybulskim i jego odkryciach? Dla pewności wysłałem im dzieło Wojciecha Cybulskiego o runach i list z 1860 r. z podziękowaniami od Muzeum w Pradze. Szybko otrzymałem uprzejmą odpowiedź od czeskich uczonych z podziękowaniem za zwrócenie im uwagi na pracę Cybulskiego i zapewnieniem, że nawiążą do jego osiągnięć w planowanej kontynuacji swych publikacji na temat run słowiańskich.

Aleksander Wielopolski, naczelnik Rządu Cywilnego Królestwa Polskiego, reformując szkolnictwo w  Królestwie Kongresowym, pisał kilkakrotnie do Cybulskiego, chcąc go pozyskać dla Warszawy na Katedrę Literatury Polskiej. Słał nawet swych emisariuszy. Cybulski  stanowczo odmówił.

W roku 1864, z powodu głośnego procesu politycznego hr. Jana Działyńskiego (tzw. drugi proces moabicki), uwięziono wielu wybitnych przedstawicieli W. Ks. Poznańskiego. Współoskarżeni zażądali, aby osobiste notatki, które sąd miał w ręku, tłumaczył właśnie Cybulski z języka polskiego na język niemiecki. Był przecież zaprzysiężonym tłumaczem. Wezwano go do Berlina na całe wakacje.

Wielki autorytet Cybulskiego od Paryża po Petersburg uznał i Cyprian Kamil Norwid, kiedy w styczniu 1867 r. listem zwrócił się do niego, aby ten spojrzał łaskawie na jego dzieła i wstawił się za nim przeciw tym, co go szkalują i opisują źle jego dorobek.

„Czwarty Wieszcz Narodowy”  Cyprian K. Norwid pisał z Paryża: „Uprzejmy Wojciechu. Miałem w ręku Książkę Polską o Literaturze z tem uczuciem za jakim się bierze do ręki Książki Narodu (albo raczej społeczeństwa) w którem każdy druk pojawia się za późno a każdy czyn, za wcześnie. Energiczneż to społeczeństwo gdzie za późno myślą a za wcześnie działają”.

To o książce prof. Nehringa, poznaniaka z Kłecka k. Gniezna, językoznawcy i badacza języka starosłowiańskiego, od 1856 doktora Uniwersytetu Wrocławskiego, który w 1867 objął po W. Cybulskim Katedrę, później rektor Uniwersytetu we Wrocławiu. Dalej Norwid pisze w trzeciej osobie: „Racz łaskawie uświadomić doktora filozofii … że Cyprian Norwid … „  i tu następuje wywód poprawiający, komentujący to, co o nim nieprawdziwie lub negatywnie w tej książce napisał prof. Nehring.

I żali się Cyprian K. Norwid w tym liście do Cybulskiego, ciągle w trzeciej osobie, jak lekceważonym i obojętnym jest dla Polaków. Zachęcam do przeczytania:

 

List Cybulskiego do C.K. Norwida, 1867 r.

Stronica 4 z listu Norwida do Cybulskiego, Paryż, styczeń 1867. Podpisano Cyprian Norwid.

Mamy też w tym liście opinię Norwida na temat „Pana Tadeusza” A. Mickiewicza: „… i o samym Panu Tadeuszu, że to genialna tylko satyra: Pan Tadeusz : Ulubiony i słynny poemat Narodowy Polski, w którym jedyną poważną i serio figurą jest kto?.. Żyd! (Jankiel). Z resztą: awanturniki, facecjoniści, gawędziarze, pasibrzuchy, którzy jedzą, piją, grzyby zbierają i czekają aż Francuzi przyjdą zrobić im Oyczyznę”.

Na koniec, za W.B. Januszewskim, przytaczam ocenę przyczyn upadku powstania listopadowego, wygłoszoną przez Wojciecha Cybulskiego w trakcie zimowego semestru 1842/1843 na Uniwersytecie w Berlinie: „Zobaczmy czym w tym czasie zajmował się Rząd Narodowy i sejm. Czy powoływał masy ludności do walki? Czy starał się nadać rewolucji charakter społecznej reformy, miast pospolitego powstania? Czy starali się szlacheccy reprezentanci narodu rozmaitym warstwom ludności: wieśniakom, mieszczanom, licznym izraelitom, dalej innowiercom: protestantom w Królestwie, grecko-unjackiego i grecko-rosyjskiego wyznania ludności, zapewnić im prawo własności, prawo posiadania dóbr ziemskich, czy zniesiono pańszczyznę w Królestwie, a poddaństwo w odłączonych polsko-rosyjskich prowincjach, czy się starano wciągnąć w ruch całą ludność? Czyliż nie była do tego najwłaściwszą, a zarazem najbardziej naglącą chwila, podczas tej ciężkiej, a po bitwie pod Ostrołęką znowu niepewnej walki? A kiedy dzienniki rewolucyjne domagały się tego od Rządu Narodowego i sejmu w imieniu narodu i klas nieuprzywilejowanych, posądzały je ówczesne ciała rządzące i reprezentacyjne o zasady jakobińskie lub o przekupstwo strony rosyjskiej lub pruskiej. A przecież zaprzeczyć nie można, że powstanie tylko przez zjednanie ogółu, przez nadanie mu tych praw, szczęśliwie do końca doprowadzonem być mogło. Zabija ten sprawę ojczyzny, kto sądzi, że powstanie narodowe można doprowadzić do celu bez socjalnej rewolucji. I teraz jeszcze są tacy zaślepieńcy, którzy sądzą, iż w narodzie dwudziesto – milionowym, stanowiącym niegdyś ciało państwowe Polski, a jeszcze i teraz, jak ostatnie powstanie dobitnie wykazało, mającym zamiar takież same ciało utworzyć, że w całym narodzie, powtarzam, nie ma innych klas, prócz klasy szlacheckiej właścicieli ziemskich, która by mogła rościć jakiekolwiek pretensje do posiadania praw politycznych. „Zaślepieńcy”,  którzy w Polsce katolicyzm jeno widzą lub widzieć pragną. Zaślepieńcy, którzy w jej ludności tylko szczep polski widzą. Obrażono lub obrażamy bezwarunkowo prawo jednej lub drugiej części ludności, jeżeli się nie oprzemy na wyższym socjalnym prawie i z niego snuć nie będziemy pojedynczych części praw”.

Cybulski zadeklarował tym wykładem swoją postawę społeczną. Jego ocena przyczyn upadku powstania listopadowego była wówczas jedną z najbardziej postępowych spośród ocen dokonanych przez publicystów i polityków.

O ostatnich chwilach Cybulskiego M. Motty tak napisał: „Śmierć zmiotła go niespodzianie; w piątek 15 lutego 1867 r., odbywszy od piątej do szóstej wieczorem prelekcyę o starożytnościach słowiańskich, wrócił do domu i obchodził swobodnie w kółku familijnem imieniny młodszej córki swojej ale po północy obudził się nagle z gwałtownym bólem piersi, wołając, że mu tchu braknie… O godzinie drugiej Cybulski już nieżył… Jakie osobistość jego miała uznanie poza obrębem narodowym, okazał pogrzeb, w którym udział wzięły wszystkie stowarzyszenia studiozów niemieckich, cały zastęp profesorów z magnifikiem i naczelnym prezesem szląskim…”.

O rękopisy wykładów Cybulskiego  zabiegali wydawcy z Warszawy i z Petersburga, lecz to Poznań (Jan Konstanty Żupański) miał pierwszeństwo.

Wykłady o literaturze polskiej uchodzą powszechnie za główne i najpoważniejsze dzieło Cybulskiego. Jego niezaprzeczalną zasługą jest to, że był pierwszym wykładowcą literatury słowiańskiej na Uniwersytecie w Berlinie (1841-1859) i pierwszym Polakiem-profesorem na Katedrze Slawistycznej Uniwersytetu  Wrocławskiego (1860-1867).

 

Zebrał i spisał Henryk Loba

Redakcja Renata Chmielewska

Maj 2021 r.

 

 

Posłowie:

Skąd moje zainteresowanie Cybulskim? Rok temu składałem historie rodzinne. Zajmowałem się Radlińskimi: Stanisławem (kapitan, odznaczony złotym krzyżem Virtuti Militari za obronę Warszawy), Mikołajem (major, odznaczony złotym krzyżem Virtuti Militari za Ostrołękę) i Kacprem – braćmi praprapradziadka mojej żony Anny. Bracia byli oficerami słynnego pułku czwartaków Wojska Polskiego, walczyli w powstaniu listopadowym. Najstarszy z nich, major Kacper Radliński,  weteran dwóch kampanii napoleońskich, moskiewskiej i saskiej, za które otrzymał Krzyż Złoty, został śmiertelnie ranny w bitwie pod Rutkami. Wtedy to przypadkowo odkryłem, że w tejże bitwie, pod rozkazami Kacpra Radlińskiego, brał udział pewien Wojciech Cybulski rodem ze Lwówka.

Kacper Radliński był zięciem słynnego poety późnego oświecenia, Marcina Molskiego. Warto tu zaznaczyć, że Molski, nazywany „najlepszym poetą wśród żołnierzy i najlepszym żołnierzem wśród poetów”, brał udział w walkach konfederatów barskich na terenie Wielkopolski i zapewne walczył pod Lwówkiem w wygranej bitwie z Moskalami 26 września 1768 roku.

Po raz drugi natknąłem się na nazwisko Wojciecha Cybulskiego, kiedy składałem historie mojej lwóweckiej rodziny. Otóż w roku 1794 Franciszka Zielińska, późniejsza babcia Wojciecha Cybulskiego, została chrzestną Marcina Gottfrydziaka, stryjecznego brata mojego prapradziadka Jakuba Gottfrydziaka z Linia.

A na koniec, dla przywołania uśmiechu, przytaczam fraszkę wymienionego wyżej Marcina Molskiego, który, przypominam, walczył pod Lwówkiem:

 

„Śmieszka”

Oskarżyła przed sądem pacholika Prota
O gwałt na sobie zrządzony dzieweczka Dorota
„Trzeba było – rzekł sędzia w takowym przypadku
Gryźć, tłuc, drapać i zabić zuchwalca w ostatku”
„Prawda – odpowie owa. W złości tom zabić gotowa,
Ale mośći dobrodzieje. Nie mam siły, gdy się śmieję.”

Marcin Molski