100-lecie młyna parowego rodziny Mroczkiewiczów (1913-2013)

fot. z archiwum Krystyna Mroczkiewicza

Młyn w 1945 roku; fot. z arch. Krystyna Mroczkiewicza

W tym roku, dokładnie 29 września 2013 roku, mija 100. rocznica uruchomienia młyna parowego we Lwówku. Pierwszym właścicielem był Jan Mroczkiewicz, znany lwówecki obywatel, który zginął w 1943 roku w niemieckim obozie. Budynek mieszczący się przy ul. Pniewskiej do dziś, stanowi ciekawy obiekt architektoniczny, który przez wiele lat był klejnotem rodziny Mroczkiewiczów. Poniżej pragnę zapoznać Państwa ze wspomnieniem syna Jana, Lecha Mroczkiewicza, które napisał w 1988 roku na 75-lecie młyna.

__________________________________________________________________________________________

fot. z arch. Krystyna Mroczkiewicza

Lech Mroczkiewicz; fot. z arch. Krystyna Mroczkiewicza

Ojciec mój pracując jako kierownik fabryki pierników poznał swoją żonę Marię Kazimierę. Ponieważ Maria uczyła się gry na fortepianie a ojciec zaś grał na skrzypcach więc często spotykali się grając wspólnie różne utwory muzyczne. W ten sposób spędzali przyjemnie wolny czas. W Kostrzynie ojciec poza pracą zawodową udzielał się społecznie prowadząc chór Koła Śpiewackiego. 13 czerwca 1911 roku odbył się ślub Jana Mroczkiewicza z Marią z domu Markiewicz. W tym roku ojciec podjął decyzję usamodzielnienia się. Postanowił uruchomić makaroniarnię. W tym celu objechał Czechosłowację, Niemcy i Francję, by zobaczyć różne rozwiązania organizacyjne urządzeń fabrycznych. Interesował się również młynami. Po rozważeniu różnych spraw za i przeciw zdecydował się na budowę młyna.

Na dzień św. Michała 29 września 1913 roku został uruchomiony młyn, a pierwsze zboże do przemiału dostarczył Franciszek Szczechowski – szwagier Jana Mroczkiewicza.

Schemat przemiałowy był tak zorganizowany, że można było przemielać żyto lub pszenicę, stosując odpowiednie przełożenie na osiewaczach sit jedwabnych. W czasie nieobecności ojca, będącego na wojnie – młyn prowadził dziadek Karol. Za tydzień minie 75 lat od czasu uruchomienia młyna, którego eksploatuje obecnie GS Lwówek.

fot. z arch. Krystyna Mroczkiewicza

fot. z arch. Krystyna Mroczkiewicza

Sprawa młyna wymaga szczegółowego omówienia z uwagi na zmiany nazwy firmy a z nią zmiany właściciela. Od początku rozpoczęcia pracy młyna właścicielem był Jan Mroczkiewicz, który prowadził młyn pod firmą: „ J. Mroczkiewicz Młyn Parowy – wymiana zboża”- stan ten trwał do 1925 roku. W międzyczasie Jan Mroczkiewicz w zastępstwie swego brata Antoniego z Wągrowca wstąpił do spółki z nieograniczoną odpowiedzialnością. Brat Antoni miał wolną gotówkę, którą mógł ulokować do prowadzenia przedsiębiorstwa handlowego w Opalenicy. Do spółki należeli Kajdan – piekarz z Brodów, Bonia – rolnik z Opalenicy oraz Jan Mroczkiewicz – w zastępstwie swego brata Antoniego, który na zbyt odległe miejsce zamieszkania – Wągrowiec, nie mógł być w stałym bliskim kontakcie przy interesach prowadzonego przedsiębiorstwa. Czytającym należy się pewna uwaga co oznacza „ spółka z nieograniczoną odpowiedzialnością”. Otóż zapisani sądownie do takiej spółki – wspólnicy – odpowiadają za zobowiązania spółki – całym swoim majątkiem. Gdy więc któryś ze wspólników był nieuczciwym – a okazał się takim Kajdan – pozostali wspólnicy musieli zobowiązania spółki regulować z własnego majątku. Kajdan, kierując spółką nieuczciwie narobił długu, który musiał być płacony przez wspólników. Ojciec był wspólnikiem „de nomine” – z nazwy – gdyż „ de facto” był nim jego brat Antoni Mroczkiewicz, który swoje pieniądze ulokował w spółce. Ojciec zorientował się, że Kajdan jest zwykłym oszustem. By nie stracić swego majątku w tym wypadku młyna, zawiązał spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością. Do tej spółki (fikcyjnej), która była właścicielem młyna należeli: żona Jana – Maria Mroczkiewiczowa, która miała 15 udziałów, wuj Szczechowski – 5 udziałów oraz Ojciec 1 udział. Wkrótce przedsiębiorstwo handlowe w Opalenicy prowadzone przez spółkę z nieograniczoną odpowiedzialnością pod kierownictwem oszusta Kajdana uległo likwidacji. Natomiast Kajdan wyprowadził się do Bydgoszczy, skąd wyemigrował (uciekł) do Argentyny.

Historyczna umowa spółki z 1925 r.; fot. Krystyn Mroczkiewicz

Historyczna umowa spółki z 1925 r.; fot. Krystyn Mroczkiewicz

Tak więc Ojciec nie mając w zasadzie interesu w tej spółce z nieograniczoną odpowiedzialnością mógł stracić cały niedawno wybudowany młyn, gdyby w czas nie zawiązał spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, która była sądownie zapisanym właścicielem młyna. Tak więc udział Jana Mroczkiewicza w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością, był najmniejszy – po to, by w wypadku konieczności zapłaty zadłużeń, które powstały przez oszukańczą działalność Kajdana – strata była minimalna.

Sądzę, że wyjaśniłem pokrótce sprawę, która zawsze budziła ciekawość wśród zainteresowanych! W okresie lat trzydziestych (1924-1930) Ojciec powiększył park maszynowy młyna o jeden postaw walcowy, osiewacz dwudziałowy firmy „Miag” z Wrocławia (Breslau). Zdarzył się też wypadek, który mógł spowodować wybuch kotła parowego. Otóż, maszynista obsługujący lokomobilę miał obowiązek utrzymywania odpowiedniego stanu wody w kotle. Niestety przez nieuwagę maszynisty zabrakło wody w kotle co spowodowało wygięcie się górnej ściany kotła nad paleniskiem. Na szczęście wybuchu nie było, lecz uszkodzona ściana musiała być zmieniona co spowodowało poważną stratę przy dokonaniu naprawy oraz stratę przez przerwę biegu maszyn młyńskich.

Dowiedziałem się też od Ojca, że w Poznaniu odbył się proces przeciw pracownikom młyna, którzy okradali go wynosząc lub wywożąc mąkę, którą następnie potajemnie sprzedawali piekarzom. Proces ten był w mieście bardzo głośny tym bardziej, że do tej kradzieży byli wmieszani różni znani obywatele, którzy kupowali mąkę od złodziei. Sprawę ułatwiającą nadużycia stanowił fakt braku ogrodzenia młyna. Ponadto Ojciec udzielając się społecznie jako członek wieloletni magistratu, dyrygent koła śpiewaczego, dyrygent okręgowy kół śpiewaczych oraz innych towarzystw społecznych często opuszczał młyn, co sprzyjało ludziom, którzy byli nastawieni na okradanie młyna.

Pod koniec lat trzydziestych nadszedł kryzys ogólnoświatowy, który dotknął rolników. Cena zboża w tym czasie spadła z 28,- zł za ½ q na 7,- zł. Ojciec prowadząc młyn udzielał kredyt rolnikom na takich warunkach, wówczas tak praktykowanych, że np. przed żniwami pożyczał rolnik 100 kg żyta, które kosztowało 58,- zł, a gdy pożyczone zboże zwracał, cena spadła na 14,- zł. Tak znaczna zniżka cen produktów rolnych spowodowała, że zadłużeni rolnicy w banku lub u kupców byli dotknięci tą zniżką co u wielu rolników odbiło się niewypłacalnością. Ta trudna kryzysowa sytuacja rolników – którzy byli zadłużeni w młynie bardzo źle odbiła się na stronie finansowej młyna. Wszystkie wyżej opisane sprawy zbiegły się w czasie kiedy dał znać o sobie kryzys ogólnoświatowy, a więc koniec 1929 roku i początek 1930 r. Również Urząd Skarbowy domagał się zapłaty niesłusznie obliczonego podatku obrotowego, przyjmując jako kryterium nie wartość tzw. miarki, lecz wartość całego przemielonego zboża. Miarka w naturze stanowiła zapłatę za przemiał zboża na mąkę i wynosiła (+/-) 20% przemielonego zboża. Nieprawidłowe obliczenie podatku wynosiło 5 razy więcej. Wobec takiego postępowania wymiaru podatkowego – Ojciec postanowił wydzierżawić młyn na okres z rocznym wypowiedzeniem braciom Pacholakom.

Lokomobila do napędu młyna1

Z arch. Krystyna Mroczkiewicza

W związku z rozwojem przedsiębiorstwa dla usprawnienia zbytu – należało unowocześnić transport mąki przez prowadzenie zamiast koni ciągnika. Byłem w tym celu na Targach Poznańskich w 1939 roku, by zorientować się o możliwościach zakupu ciągnika, Zatrzymałem się przy stoisku firmy Hannomack (Honomag?) Brauschweig – która prezentowała ciągniki w cenie około 10-11 tys. złotych. Gdyby nie wybuch wojny – ciągnik taki pracowałby z pewnością w przedsiębiorstwie. Środki na kupno były już wygospodarowane a przyczepy, które zastosowane były do zaprzęgu konnego, zostałyby drobną konstrukcją zmodernizowane do pociągu traktorowego. Gdy opuszczałem młyn w chwili powołania mnie – również Karola – do wojska wszystkie silosy oraz piwnica były zapełnione zbożem, które sięgało aż do kół transmisyjnych. Było to 24 sierpnia 1939 roku. Tegoż dnia o godz. 6.00 doręczono nam (mnie i Karolowi) karty mobilizacyjne. Ja dostałem mobilizację do 17 p. uł. w Lesznie, Karol natomiast do szwadronu łączności Wielkopolskiej Brygady Kawalerii. Pozostały nam 2 godziny wolnego czasu na załatwienie spraw osobistych. Kolejno udaliśmy się z Karolem do naszej kochanej Matki, by się pożegnać. Była to trudna do opisania chwila ogromnego wzruszenia. Mama zapłakana, na pożegnanie wręczyła mi pieczołowicie przechowywany w bufecie różaniec. Starałem się w tej chwili maskować moje wzruszenie, lecz było to niemożliwe. Pożegnaliśmy się z Mamą czule i opuściłem dom rodzicielski na czas nieznany, który trwał 5 lat i 5 miesięcy. O godz. 8.00 pożegnałem się z Ojcem przed młynem – nie wiedzieliśmy, że było to ostatnie osobiste nasze pożegnanie – odjechaliśmy naszą powózką i parą koni z woźnicą Antkiem Nowakiem – do stacji kolejowej Pniewy. Stamtąd pociągiem mieszanym udaliśmy się do miejsc powołania. W czasie wojny Niemcy przejęli młyn na początku listopada. Władze okupacyjne wyznaczyły kierownikiem młyna oficera wojska polskiego, który był narodowości niemieckiej – Theme – będącego właścicielem młyna w Nowym Tomyślu.

fot. z archiwum Krystyna Mroczkiewicza

fot. z archiwum Krystyna Mroczkiewicza

Chciałbym temat młyna w dalszym ciągu wyczerpać, dlatego od razu opiszę przebieg spraw zaraz po moim przybyciu do Lwówka 16 lutego 1945 roku z obozu II b Woldenberg (Dobiegniew). W tym czasie młyn eksploatowała jednostka wojskowa sowiecka. Stan techniczny młyna był opłakany. Lokomobila parowa była w takim stanie, że przy spaleniu 100 kg węgla mogła wydołać przemiał 150 kg zboża. Eksploatacja młyna przez wojsko rosyjskie trwała do końca lipca 1945 roku, chociaż wojna trwała do 9 maja 1945 roku.

Wobec tak złego stanu maszyny, po opuszczeniu młyna przez wojsko – rozpocząłem organizowanie kapitalnego remontu, co mi się udało, dzięki znajomości oraz przychylności pracowników i Dyrektora Cukrowni w Opalenicy. Rzecz jasna, że w czasie okupowania młyna przez Rusków osobiście nie miałem wiele do decydowania. Powoli przybywali do rodzinnego gniazda Staś z Zősedom oraz Karol z Holpe i tak rozpoczynaliśmy nowy niedługi już powojenny okres działalności młyna.

Rozwiązaliśmy Spółkę Dzierżawną Młyna Parowego w Lwówku, spłaciliśmy dług wujkowi Polaszkowi i Szymonowi Mroczkiewiczowi oraz pretensje kilku klientów, którzy przedłożyli dowody asygnowane przez Ojca. Młyn prosperował znakomicie, lecz polityka jaką ówczesny rząd zastosował wobec prywatnej inicjatywy prowadziła do rychłego upadku przedsiębiorstwa, które ponosiło ogromne obciążenia podatkowe w formie domiarów na podstawie zmyślonych obliczeń. Tak więc zapał oraz chęć rozwijania przedsiębiorstwa opadła i wobec polityki upaństwawiania młynów należało przewidywać, że młyn zostanie ustawą przejęty na Skarb Państwa, co nastąpiło w 1951 roku.

1 kwietnia 1950 roku już rozpocząłem pracę w Banku Spółdzielczym we Lwówku w charakterze kierownika. Karol oraz Staś pracowali jeszcze aż do przejęcia młyna przez Państwo. W latach 1945 – 1950 przeprowadziliśmy remonty wszystkich maszyn; młyn został zelektryfikowany, na nasz koszt wybudowaliśmy transformator oraz 600 mtr linii wysokiego napięcia; zainstalowaliśmy nowy perlak do wyrobu kaszy; oparkaniliśmy budynek młyński od strony zachodniej. Również uruchomiliśmy olejarnię (zespół maszyn o najmniejszej wydajności). Ustawą o upaństwowienie młyna, ogłoszoną w Dz. Ustaw Polska Rzeczpospolita Ludowa – zabrała go bez jakiegokolwiek odszkodowania oraz zwrotu pieniędzy, poniesionych dookoła rozwoju młyna w okresie powojennym 1945 – 50. Nastały stalinowskie czasy; zapanowała niesprawiedliwość, niszczenie wszelkiej inicjatywy, walka z sektorem prywatnym aż do jego wyeliminowania w perfidny sposób z obrotu życia gospodarczego.

W czasie przyjścia do władzy Gomułki, stworzono okazję do zgłoszenia pretensji wobec władzy. Był to jedynie pozór, który miał dać poszkodowanym nadzieję zmiany stosunków na lepsze. Od 1 stycznia 1988 roku rozpoczął urzędowanie Rzecznik Praw Obywatelskich. Do tej instytucji napisałem w dniu 8 stycznia 1988 skargę, podając bezpodstawne decyzje o upaństwowieniu młyna. Jako argument podałem, że orzeczeniem Komisji Wojewódzkiej młyn nie przemielał więcej jak 14 ton na dobę natomiast ustalone ustawą kryterium opiewało na 15 ton/dobę. Również nastąpiło wówczas orzeczenie zaprzysiężonego rzeczoznawcy sądowego, który orzekł, że młyn w tym stanie może przemielić przy stanie suchego zboża 9 ton/dobę.

Do dnia dzisiejszego (5 października 1988 roku) Rzecznik – nie może odpowiedzieć tłumacząc się w telewizji małym personelem oraz kilku tysiącami pism reklamacyjnych. Wydaje się więc, że sprawa młyna z zasadniczymi zagadnieniami została wyczerpana.

Lech Mroczkiewicz

Notabene:

Trudne ponad 4-letnie starania ojca zapoczątkowane w dniu 8 stycznia 1988 roku pismem skierowanym do Rzecznika Praw Obywatelskich zaowocowały ostatecznie zwrotem młyna Rodzinie i w konsekwencji wydaniem decyzji w dniu 4 maja 1993 r stwierdzającej nieważność przejęcia na własność Państwa – przedsiębiorstwa Młyn Parowy Spółka z o.o. Ojciec zmarł 1 marca 1992 r. więc decyzję zwrotu odebrał brat ojca Karol Mroczkiewicz. Zebranie rodzinne wyłoniło nowy Zarząd składający się z wnuków pierwotnego właściciela Jana Mroczkiewicza, który kontynuował działalność młyna w oparciu o historyczną umowę spółki z grudnia 1925 r. Działalność młyna uległa zatrzymaniu w roku 2005 na skutek nieprawidłowości w zarządzaniu przedsiębiorstwem. W roku 2007 firma „Wojtbud” z Kwilcza rozpoczęła skup udziałów od wspólników i w konsekwencji dokonała przebudowy młyna adaptując budynek na dom mieszkalny wielorodzinny zachowując historycznie brzmiącą nazwę: „ Jan Mroczkiewicz Młyn Parowy sp. z o.o.”

wrzesień, 2013 roku

Krystyn Mroczkiewicz

fot. Krystyn Mroczkiewicz

fot. Krystyn Mroczkiewicz

fot. Krystyn Mroczkiewicz

fot. Krystyn Mroczkiewicz

fot. Krystyn Mroczkiewicz

fot. Krystyn Mroczkiewicz